Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/26

Ta strona została przepisana.

Sumienie jego z góry zgadzało się na wszelkie łotrostwo, nawet na zbrodnię, gdyby jej wymagano.
Jakaż zbrodnia, choćby nawet zabójstwo, nie opłaciłoby się za sto tysięcy franków?
Gilbert zaprowadził go do swego mieszkania i zamknął drzwi za sobą.
— Chodźmy do pokoju sypialnego — rzekł Rollin — znajdę tam dla pana ubranie, a ponieważ jesteśmy prawie równego wzrostu, więc będzie pasowało.
Wybrał całkowity garnitur i podał go Duplatowi.
Po kilkunastu minutach chyba tylko blizki znajomy mógłby w gościu Gilberta poznać byłego kapitana komuny.
— Ale gdzież jest obywatelka Rollin? — zapytał oglądając się po pokoju. — Czy wyjechała z Paryża?
— Nie, przeniosłem ją do piwnicy.
— Dlaczego?
— Bo tutaj niebezpiecznie. Bomba mogłaby paść na dach i zburzyć wyższe piętro. Właśnie o mojej żonie pragnąłem pomówić z panem. Dziwi go to, prawda? lecz wkrótce zrozumiesz pan.
Wprowadził gościa do pokoju stołowego i wskazawszy mu krzesło, przystąpił do interesu.
— Żona moja ubiegłej nocy powiła dziecko.
— Winszuję panu ojcowstwa.
— Dziecko to w kilka chwil zmarło...
— Do dyabła!...
— A teraz przystępuję do rzeczy. Stryj mojej żony, stary dziwak, przed pół rokiem sporządził testament śmieszny, ale tak prawny, że zwalić go nie można.
— Jaki mianowicie?
— Cały swój majątek zapisał na rzecz dziecka. Rozumiesz pan teraz?
— Doskonale, — odrzekł Duplat.
— Testament ten dawał żonie mojej i mnie pra-