Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/269

Ta strona została przepisana.

— Pani, dwa kwiaty wykwitłe na jednej łodydze nie mogą być podobniejszemi do siebie... I gdyby pani nie zapewniała mnie, to jeszcze i teraz wieżyłabym, że to ona.
— Biedna kobieta!
— Kocham ją bardzo, bo ona taka dobra była dla mnie. Matka, mająca taką córkę jak Róża, byłaby szczęśliwą... Powinnam była napisać do niej i nie uczyniłam tego... Będzie miała żal do mnie... Ale ja tak jestem nieszczęśliwa!... Napiszę do niej...
Rozpłakała się.
Henryka i Marya miały łzy w oczach.
— Dawno pani wyszła z przytułku w Blois?
— Półtora miesiąca temu.
— Tak niedawno!
— Tak, pani.
— Pani pochodzi z Paryża?
— Nie, urodziłam się na prowincyi, ale nikogo już nie mam z rodziny. Wyszłam za mąż w Paryżu i mieszkałam w nim, a po opuszczeniu przytułku powróciłam, powoływały mnie bowiem smutne wspomnienia i obowiązek. W Paryżu doznałam nowego cierpienia, gdyż utraciłam nadzieję, która mnie tu sprowadziła i nie żyłabym już, gdyby nie pewien człowiek szlachetny, prawdziwy przedstawiciel Boga na ziemi ksiądz d’Areynes, który pośpieszył mi z pomocą.
Henryka i Marya Blanka, usłyszawszy nazwisko swego kuzyna, spojrzały po sobie.
— Pani zna księdza d’Areynes? — zapytała pani Rollin.
— Jemu zawdzięczam ten sklepik, dający mi możność utrzymania się, gdyż on wyrobił mi pozwolenie na założenie go.
— Dawno już zna go pani?
— Oddawna, od dziewiętnastu lat. Ksiąd d‘Arey-