Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/271

Ta strona została przepisana.

ci w boleści, ale terez nie pora mówić obszerniej... Czy możesz przyjść do mnie?
— Mogę.
— Więc pamiętaj, każdego piątku będę czekała na ciebie rano o dziesiątej.
— Dziękuję pani, współczucie pani będzie dla mnie pociechą.
— I ja będę razem z mamą — z uśmiechem dorzuciła Blanka. — Patrząc na mnie, będzie pani zdawało się, że widzi swą ukochaną Różę, do której jestem tak podobną.
— Jakie panie dobre, — tak dobre jak Róża; pozwolicie, będę was kochała równie jak ją.
— Nie tylko pozwalamy, lecz prosimy... nie trafi pani na niewdzięczne.
— Dziękuję pani z całego serca.
— Oto mój adres — rzekła Henryka, podając bilet wizytowy. — Uprzedzę odźwiernego i powiem mu, aby wprowadził panią natychmiast gdy przybędziesz.
Janina wzięła bilet, chciała mówić, dziękować jeszcze, lecz wzruszenie stłumiło w niej głos.
— A teraz — wesoło rzekła Blanka, — chcemy spustoszyć sklep pani. Ma pani złote medale z wizerunkiem Matki Boskiej?
— Mam, proszę — odrzekła podając je.
Marya Blanka wybrała dwa medale.
— Ile należy się?
— Po piętnaście franków.
Blanka wyjęła z portmonetki dwa luidory i podała je Janinie.
Ta chciała wydać reszty dziesięć franków, lecz Blanka pośpiesznie rzekła:
— Niech pani to zachowa.
— Ależ, pani...
— Proszę panią...