Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/276

Ta strona została przepisana.

nic podejrzanego. Dziwi ranie wszelako jeden oddział, którego dr Giroux nie chciał mi pokazać... Nie wiem powodów, a nie chciałbym podejrzewać niesłusznie.
— W danym razie nie byłbyś skomprowitowanym.
— W każdym razie. Dyrekto zakładu prywatnego jest sam odpowiedzialnym za swe czyny, pomocnicy zaś jego, choćby najzasłużeńsi spełniają jego rozkazy i liczą się jako urzędnicy płatni.
— To bardzo dobrze.
— Kiedy odjeżdżasz do Joigny? — zapytała Henryka.
— W końcu stycznia, gdyż w tym czasie dopiero ustępuje mój poprzednik.
— Więc za pięć miesięcy.
Henryka i Blanka pożegnały księdza i Lucyana i odjechały do domu.
Wkrótce za niemi i młody lekarz opuścił mieszkanie byłego wikarągo.
— Ksiądz d’Areynes, pozostawszy sam, dręczony myślą, jaka nasunęła mu się podczas rozmowy z swą kuzynką, oparł głowę na dłoni i szepnął:
— Henryka ma słuszność; tylko dzieci zrodzone z jednej matki i jednego ojca i do tego bliźnięta, mogą być tak podobne jak Róża i Blanka, sądząc ze słów Janiny Rivat.
— Nie, to być nie może — mówił powstawszy. — Co mi przychodzi do głowy! A zresztą jaki cel podobnej zbrodni? Natura objawia dziwne i niepojęte nieraz wybryki!... Niesłusznie podejrzewam Rollina.

∗             ∗

Bo dwóch tygodniach bliższych stosuków z mniemanym vice-hrabią Granceyem, Gilbert doszedł do przekonania, że stał się ofiarą własnego przestrachu