Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/277

Ta strona została przepisana.

i że człowiek, który tak zręcznie złapał go w sidła, nie wiedział nic o jego tajemnicy i skorzystał tylko z kilku niejasnych zwierzeń Duplata.
Sprytny łotr, nieposiadając żadnego dowodu spełnionej zbrodni, zmistyfikował go i wyeksploatował świetnie.
Gilbert nie miał do niego żalu; przeciwnie, z zachwytem spoglądał na tego mistrza i utrzymywał z nim stosunki serdeczne, chcąc go mieć pod ręką, w razie potrzeby.
Czytelnicy domyślili się już zapewne jego projektów.
Pragnął on z pomocą Granceya zagarnąć część dochodów, jakie dostałyby się jego córce po przyjściu do pełnoletności, albo wraz z śmiercią jej matki, lub z dniem zamążpójścia.
Ażeby przyśpieszyć tę chwilę, Gilbert uważał za najpraktyczniejszy środek wydać Blankę za vice-hrabiego Granceya, który z pewnością zgodziłby się na wszelkie warunki.
Ale postanawiając przyjąć go za zięcia, pragnął przekonać się, czy ten potomek historycznego rodu, posiadający sumienie tak elastyczne, nie był wplątany w jaką sprawę nieczystą, która mogłaby w dzień ślubu wywołać jaki skandal.
Zasięgnął od prywatnych agencyi wiadomości i z zadowoleniem stwierdził, że zapewnienia vice-hrabiego były prawdziwe.
Dowiedział się, że rodzina Granceyów była bardzo starożytną, że niegdyś posiadali oni wielki majątek, lecz ostatni potomkowie, wielce rozrzutni i lekkomyślni, roztrwonili go do szczętu.
Ostatniej latorośli zamożnego domu pozostało tylko pięknie brzmiące nazwisko i akta stanu cywilnego bez najmniejszej plamy.