Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/278

Ta strona została przepisana.

Gilbert niczego więcej nie pragnął.
Nikt nie ośmieli się powiedzieć, że w jakimś celu podejrzanym wydal córkę za człowieka wątpliwego charakteru.
Z swej strony i były kryminalista starannie szperał w przeszłości Gilberta, ale dowiedział się tylko tyle, że lubił używać życia, stracił majątek własny i posag żony, czas jakiś cierpiał niedostatek, lecz poprawił interesa przez bogate ożenienie się z hrabianką d‘Areynes.
Czynu hańbiącego nie odkrył żadnego.
Z tem wszystkiem Grancey był przekonanym, że jakaś straszna tajemnica, zapewne zbrodnia, ciążyła na przeszłości tego człowieka, czego dowodem było jego zobowązanie względem Duplata.
Ale tajemnicy tej przeniknąć nie zdołał.
Zresztą nie wiele mu na tem zależało.
Był pewnym, że potrafi panować nad nim i uczynić go powolnym na swe żądania.
— Nic dziwnego, że mi nie ufa — myślał. — Łotry rawsze niedowierzają sobie, z obawy spotkania się ze sprytniejszym. Zwierzy się, gdy będzie mnie potrzebował.
W takiem wzajemnem usposobieniu względem siebie spotykamy ich, w pałacu przy ulicy Vaugirard, w tym samym gabincie, w którym Gilbert po raz pierwszy przyjmował vice-hrabiego Granceya.
Rollin wydał lokajowi rozkaz nie wpuszczać nikogo, następnie siadł naprzeciw gościa, podał mu cygaro i zamyślił się.
Zdaje się, że nadszedł moment psychologiczny — rzekł do siebie vice-hrabia — i, że nareszcie zrozumiem — plany tego poczciwca.