Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/279

Ta strona została przepisana.
XI.

Po kilkunastu sekundach namysłu Gilbert zapytał:
— Wszak znasz pan moją córkę Blankę?
— Miałem zaszczyt już parę razy widzieć pannę Rollin podczas mych wizyt u pana.
— Czy podobała się panu?
— Jest cudownie piękną! Winszuję panu takiej córki. Powinieneś pan być z niej dumnym!
— Wcale nie jestem nim!
— Co pan mówisz?
— Prawdę. Uczucie ojcowskie bardzo mało rozwinięte we mnie i nie lubię życia rodzinnego.
— Więc pocóż żeniłeś się pan?
— Byłem zrujnowany i zadłużony. Żona wniosła mi posag i świetne nadzieje na przyszłość.
— To argument ważny — śmiejąc się odrzekł vice-hrabia.
— Więc Marya Blanka podoba się panu?
— Powtarzam, że jest zachwycającą. Nie mam wyrazu na określenie jej piękności.
— Co za zachwyt!
— Jest najszczerszym!
— Tem lepiej... Ośmiela mnie to do uczynienia panu pewnej propozycyi.
— Jakiej?
— Byś został moim zięciem.
Grancey osłupiał.
Niechciał wierzyć swym uszom i sądził, że źle usłyszał.
— Coś pan powiedział?
— Że pańska osoba i nazwisko podobają mi się 1 że jestem gotów oddać panu swą córkę.