Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/284

Ta strona została przepisana.

— Będzie dostateczną. Czy możesz pan powierzyć mi ją?
— W tej chwili?
— Tak.
— Nie mam jej teraz pod ręką. — Musiałbym długo szukać, ale wynajdę ją dzisiaj. Przyjdź pan jutro rano, a rozpatrzymy się w niej. Nadto zostaniesz pan u mnie na śniadaniu, gdyż chciałbym przedstawić cię mej żonie i przyszłej twej narzeczonej.
— Czy to nie będzie za pośpiesznie?
— Nie.
— Więc dobrze. Przyjdę jutro o tej samej porze.
— Teraz muszę pożegnać pana, gdyż mam pewną schadzkę na drugim końcu Paryża.
— Do widzenia.
Były dependent wyszedł z pałacu i myślał:
— Przyjaciel mój jest dzielniejszym niż przypuszczałem!... Zdolny do wszystkiego, literalnie do wszystkiego! Jestem pewny, że myśli o jakiejś zbrodni, nie podpadającej pod artykuły kodeksu... Ciekawym dokąd on mnie zaprowadzi? Mniejsza o to, pójdę za nim. Jeżeli w błoto, to jestem zbyt zręcznym, bym dał się obryzgać niem.
Gdy mniemany vice-hrabia odszedł, Gilbert z swej strony rzekł do siebie:
— Chytry hultaj... ale jam chytrzejszy i dowiodę mu tego!
Poczem wziął kapelusz i wyszedł na śniadanie do swej kochanki Oktawii.
Gdy przechodził około loży odźwiernego, ktoś zadzwonił u bramy.
Wstrzymał się, by zobaczyć kto przybywa.
Była to kobieta skromnie, lecz czysto ubrana, w białym czepku na głowie.
— Idę do pani Rollin — rzekła do odźwiernego.