Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/29

Ta strona została przepisana.

uwalniając tę biedną chora kobietę od kłopotów i troski o dziecko.
— Phi! jaki pan jesteś filantrop! — rzekł Duplat śmiejąc się. Zdaje mi się, że chodzi panu więcej o dziecko niż o matkę.
— Mniejsza o to, dość, że daję panu sto tysięcy franków, jeżeli przyniesiesz mi to dziecko jeszcze dziś w nocy.
Duplat, nagle zmienił ton i zapytał brutalnie:
— Pokaż pan te sto tysięcy franków.
Pytanie to zmieszało Gilberta, chociaż powinien był przewidzieć, że będzie mu ono postawione wyraźnie.
Duplat korzystając z jego zakłopotania, mówił dalej:
— Nie masz ich pan i żądasz bym pracował dla niego na kredyt.
— Możemy się porozumieć — rzekł Gilbert.
— Przedewszystkiem, ile jest prawdy w opowiadaniu pańskiem a testamencie?
— Ależ...
— Tylko bez wykrętów, — przerwał Duplał. — Zanim się zobowiążę, potrzebuję przeczytać testament. Kuzyn żony pańskiej, który wstawiał się za nią do stryja, musiał wręczyć panu kopię. Proszę pokazać mi ją, tylko prędko, gdyż nie mam czasu.
Gilbert wyjął z szufladki biurka pozostawioną mu przez księdza d’Areynes kopię testamentu i podał ją Duplatowi.
Ten po uważnem odczytaniu jej namarszczył brwi i rzekł:
— Rzeczywiście; ze wszystkiego widać, że stary nie zachwyca się panem. Gdyby testament ten został wykonanym, to dostałbyś pan kiedyś zaledwie dwanaście tysięcy franków renty, co na takiego kata pienię-