Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/297

Ta strona została przepisana.

kich łagodnych oczu szafirowych i z długiem! ciemnemi rzęsami.
Henryka ubrana czarno, była jeszcze piękną, pomimo przedwcześnie zbielałych włosów.
Przedstawiony przez Gilberta gość posiadał wszelkie pozory człowieka światowego.
Po kilku minutach lokaj oświadczył, iż podano do stołu.
Wtedy Grancy podał ramię pani Rollin, Gilbert Blance i wszystkie cztery osoby weszły do pokoju stołowego, gdzie gość zajął przy stole miejsce pomiędzy matką i córką.
Henryka miała wszelką racyę z niedowierzaniem spoglądać na każdego, kogo Gilbert nazywał swym przyjacielem.
Mimo to, musiała wyznać przed sobą, że Grancey był człowiekiem wielce przyjemnym. Był wesołym w miarę i umiał opowiadać zajmująco. Parę razy wywołał uśmiech na bladą jej twarz, co zaś do Blanki to ta śmiała się z całego serca i była gościem zachwycona.
Gdy po śniadaniu wice-hrabia prosił o pozwolenie ułożenia od czasu do czasu swego szacunku, Henryka odrzekła, iż będzie zawsze przyjętym z przyjemnością.
Jednem słowem, opuszczając salon, mógł pochlebiać sobie, iż wywarł jaknajlepsze wrażenie.
Gdy Gilbert znalazł się sam na sam z Granceyem zapytał:
— No, cóż, jesteś pan zadowolony?
— Jestem zachwycony! Panna Blanka jest cudowną! Co zaś do pani Rollin, to zdaje mi się, że nie umiesz jej ocenić. Sądzę, że wziąwszy się zręcznie, można uzyskać od niej zgodę, która uwolniłaby od użycia środków gwałtownych.
— To nie znasz pan mojej żony... Zresztą, gotów