Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/298

Ta strona została przepisana.

jestem spróbować... lecz z góry jestem pewny, że się nie uda...
— Kto nie rezykuje, nic nie ma!


∗             ∗

Pięć miesięcy upłynęło od dnia, w którym Janina Rivat osiadła ze swym sklepikiem w przedsionku kościoła św. Sulpicyusza.
Stęskniona do swej małej przyjaciółki, Róży, młodej infirmierki w Blais, napisała do niej list, lecz nie otrzymała odpowiedzi.
Nadszedł październik.
Pewnego dnia o godzinie pierwszej po południu, jakiś człowiek z siwą brodą, długiemi włosami, spadającemi na kołnierz surduta, którego barwa znikła pod działaniem czasu, w nasuniętym na oczy kapeluszu o szerokiem rondzie, pochylony, podpierając się kijem sękatym, ociężale postępował drogą, wiodącą z Paryża do Varenne.
Twarz wędrowca, tak podobnego z powierzchowności do żebraka, była zmęczoną, wyniszczoną i nie dawała możności domyślenia się jego wieku.
Przybywszy do Joinville, przebył most i udał się wzdłuż Maray, w kierunku Champigny.
Drogę musiał znać dobrze, gdyż szedł śmiało, bez namysłu.
Z wyjątkiem kilku rybaków siedzących na łodziach i obserwujących pływaki na wędkach, okolica była pusta.
Człowiek z brodą i kijem sękatym szedł ciągle krokiem wolnym i zmęczonym, zadumany, z głową opuszczoną na piersi.
Podszedłszy do pierwszych domów Champigny, powiódł dokoła wzrokiem i szepnął: