Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/304

Ta strona została przepisana.

właściciela hotelu i restauracji w Paryżu, niejakiego Potonnier. Waryował za nią i w końcu ożenił się.
— I jest szczęśliwą?
— Bardzo, tem więcej, że mąż po dwóch latach pożycia umarł, pozostawiwszy jej zakład i wcale pokaźny kapitalik. A pracuje, jak wtedy, gdy była praczką... Parę lat temu, będąc w Paryżu, zachodziłem do niej na szklankę wina... Nic się nie zmieniła, zawsze taka sama dobra i przystępna...
— Więc nie wiesz, że mieszka przy ulicy Boulets?
— Tak, pod nr. 23. Zakład niebardzo okazały, ale robi interesy świetne.
— Cieszy mnie to, gdyż to dobra kobieta i zasługuje, by jej się powodziło.
— Naturalnie, taka wesoła i z takiem dobrem sercem!
Duplat wstał, uregulował rachunek i pożegnał towarzysza.
Wyszedłszy na ulicę, udał się do sklepiku, kupił świecę i paczkę zapałek, poczem powolnym krokiem wrócił do rozwalonego domku Palmiry.
Na zegarze miejskim wybiła godz. ósma.
Pod wystawą, przeznaczoną na skład narzędzi, siadł na pęku słomy i wyciągnął zdrętwiałe nogi.
— Zawcześnie brać się do roboty — szepnął — mógłby mi kto przeszkodzić. Zasnę trochę i nabiorę sił...
Rozesłał słomę, położył się i zasnął.
Gdy przebudził się o północy, był znacznie wzmocnionym.
Zapalił świecę, wziął potrzebne mu narzędzia i podszedł do drzewa orzechowego, pod którem przed siedmnastu laty zakopał butelkę.
Uważnie przyjrzał się miejscu i rzekł.
— Tu należy kopać...