Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/305

Ta strona została przepisana.

Zgasił świecę, położył pod ścianą, by znaleźć w razie potrzeby, ujął rydel i zabrał się do pracy.
Z początku szło mu ciężko, gdyż ziemia była zeschnięta i twarda, ale pracował gorliwie.
Po upływie pół godziny, zaniepokojony, iż nic dotychczas nie znalazł, nachylił się nad jamą i rękami wygrzebał ziemię.
Znowu zaczął kopać, pogłębił jamę do półtora metra, wreszcie obalił drzewo orzechowe, a butelki ani śladu!
Wtedy zapalił świecę, rękami przebrał wykopaną ziemię, sądząc, że wraz z nią wyrzucił i butelkę, lecz wszelkie poszukiwania były bezowocne.
— Nie mogłem zakopać głębiej... ktoś ją skradł. Straciłem wszystko!... wszystko!... wszystko!... — zawołał, załamując ręce w rozpaczy.
Drżał calem ciałem i był tak złamany, że musiał usiąść na obalonem drzewie.
— Ktoś musiał kopać tutaj i odkrył mój skarb... A jednak, jestem pewnym, że nikt mnie nie widział, gdym go ukrywał... Musiałem zostawić jakiś ślad po sobie... W domu mieszkała tylko Palmira, więc chyba ona!... Poznam z jej twarzy, gdy zobaczę się z nią...
Po raz dziesiąty przetrząsnął ziemię i nic nie znalazł.
Na zegarze merostwa wybiła godzina trzecia.
Duplat rzucił szpadel i zamyślił się.
— Jechać do Paryża... o czem? Nie mam ani grosza... Ale to nic... Palmira nie odmówi mi przytułku i będzie żywiła, dopoki nie odszukam Gilberta Rollin.
I z miejsca puścił się w drogę.