Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/307

Ta strona została przepisana.

— Pani Potonnier powstała z za Kontuaru i podeszła do Duplata.
— Czy pan chciałeś się ze mną widzieć? — zapytała.
— Tak... pani... — nieśmiało wyjąkał Doplat.
— Czego pan sobie życzysz?
— Chciałem rozmówić się z panią na osobności — odrzekł po cichu.
Palmira, nie odznaczająca się nigdy łepszemi manierami, oparła ręce na biodrach i stanąwszy w pozycji wyzywającej, zaczęła się śmiać na cały głos.
— Na osobności!... ze mną!... — zawołała. — Musisz być wielce zarozumiałym, mój poczciwcze! Ha, ha, ha! pyszny jesteś! Idź naprzód do fryzyera, każ ostrzydz sobie włosy i ogolić brodę, następnie wymyj się szarem mydłem i przebierz się, a wtedy zobaczymy...
Doplat zdjął z głowy kapelusz i rzekł tonem butnym:
— Wiem, żem się bardzo zmienił, ale nie przypuszczałem, iż tak dalece, że nie poznasz mnie.
Palmira, oburzona tonem poufałym, spojrzała uważnie na gościa, usiłując w zwiędłej twarzy jego dostrzedz znajome sobie rysy.
— Nie — odrzekła po chwili — nie znam cię wcale.
— Serwacy Duplat — szepnął.
— Ty! ty! tutaj!... — zawołała prawie przestraszona.
— Ja.
— To być nie może!
— A jednak tak jest! Potrzebuję pomówić z tobą.
Palmira odwróciła się do chłopca i rzekła:
— Pilnuj kontuaru... Rozmówię się z tym panem i zaraz powrócę.
Zaprowadziła Duplata do swego mieszkania na pierwszem piętrze i zamknęła drzwi za sobą.