Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/308

Ta strona została przepisana.

Następnie podprowadziła go do okna i przyjrzawszy mu się, rzekła:
— Poznaję cię teraz... Ależ zmieniłeś się niezmiernie... Więc ty żyjesz?
— Zdaje się, że żyję.
— Myślałam, że rozstrzelali cię...
— Może i lepiej byłoby dla mnie.
— Gdzież przebywałeś? Zkąd wracasz?
— Z Numei.
— Więc ujęli cię w Champigny, w domu przy ulicy Bretigny?
— Tak; ktoś zadenuncyował mnie... Agenci oszukali mnie i wyciągnęli z domu.
— Domyślałam się tego, chód z początku myślałam, że uciekłeś do Genewy bezemnie, ale później, spostrzegłszy pod drzwiami ślady walki, przekonałam się, że podejrzewałam cię niesłusznie.
— Nie mogłem nawet opierać się, gdyż łotry by silniejsi odemnie. Przytem zarzucili mi pętlę na szyji i mało nie udusili, a nadto przyłożyli rewolwery do głowy. Zawieziono mnie następnie do Wersalu, gdzie sąd skazał mnie na deportacyę do Nowej Kaledonii.
— Czemużeś ztamtąd nie pisał?
— Bałem się skompromitować cię.
— Nie było obawy.
— Nie wiedziałem o tem.
— Dlaczegóż nie powróciłeś do kraju za amnestyą?
— Popełniłem jedno głupstwo.
— Jakie?
— Pchnąłem nożem w bok dozorcę, który dokuczał mi — odrzekł, nie chcąc przyznać się do kradzieży. — Skazano mnie za to na dziesięć lat robót przymusowych.