Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/309

Ta strona została przepisana.

— Ślicznie wyglądasz, niema co mówić, jak żebrak.
— Poprawię się...
— Czy oddano cię pod nadzór policyi?
— Na dwadzieścia lat.
— I pozwolono mieszkać w Paryżu?
— Nie. Pobyt w Paryżu wzbroniony. Wyznaczono mi Caen.
— Więc wydaliłeś się samowolnie?
— Musiałem... Potrzebowałem koniecznie dostać do Champigny, do domu, w którym mieszkałaś.
— Nie rozumiem cię. Po co, skoro wiedziałeś, że nie mieszkam tam?
— Chciałem zabrać pieniądze schowane.
— Schowane u mnie?
— Tak. W ogrodzie, pod drzewem orzechowem.
— Dużo?
— Czternaście tysięcy franków biletami bankowemi i sto pięćdziesiąt tysięcy fraków w walorach.
— Sto pięćdziesiąt tysięcy franków! — powtórzyła Palmira zdumiona.
— Tak jest.
— Za bilety bankowe miałem założyć ci pralnię. Genewie, jak umówiliśmy się. Bojąc się trzymać pieniądze przy sobie do czasu ucieczki, włożyłem je w butelkę, którą zakorkowałem starannie i zakopałem w ogrodzie pod drzewem.
— No i dostałeś się teraz do ogrodu.
— Dostałem się.
— Kiedy?
— Tej nocy.
— I znalazłeś pieniądze?
— Nie!
— Jakim sposobem? Przecież musiałeś kopać pod drzewem?