Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/311

Ta strona została przepisana.

śliwym... tak szczęśliwym, że umierając, zapisał mi cały swój majątek.
— To dobrze... Jesteś już teraz spokojna o przyszłość...
— Zdaje mi się... Ale wracajmy do twego interesu, gdyż muszę iść do zakładu. Czego więc żądasz odemnie?
— Oto czego: zachowane w butelce papiery były to obligi. Otóż potrzebuję wiedzieć, czy człowiek, który je wystawił, zaprze się tego długu i czy nie mógłbym, ustąpiwszy cośkolwiek, odzyskać choć część jego.
— Powiedz mi, czy na seryo winien ci on taką sumę?
— Czyżbym kłamał przed tobą?
— Jakim sposobem mogłeś pożyczyć ją, skoro nigdy nie miałeś ani grosza?
— Jest to nagroda za pewną, bardzo wielką przysługę.
— Jeżeli dłużnik twój jest człowiekiem uczciwym, to skoro jesteś gotów ustąpić mu coś, porozumie się, ale jeżeli jest łotrem, to wyrzuci cię za drzwi.
— Wiem, że radby pozbyć się mnie, ale mogę go zmusić.
— Więc posiadasz jakąś jego tajemnicę
— Posiadam.
— Ważną?
— Ogromnie ważną.
— Pewno jakie szelmostwo?
— Rozumie się.
— Więc zamierzasz posłużyć się nią?
— Tak i zmusić go do wypłacenia choć części długu. Widzisz, jaki jestem zgodny!
Próbój. Gdzież mieszka ten jegomość?