Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/324

Ta strona została przepisana.

Gdy zrównała się z nim, zapytał:
— Daleko panna idzie?
— Do Paryża.
— Do Paryża! To jeszcze kawał drogi! Zdaje mi się, że nogi już nie służą pannie?...
— Rzeczywiście, jestem bardzo zmęczoną.
— Wprawdzie jadę tylko do Vitry, ale zawsze trochę panna odpocznie. Ztamtąd pozostanie jeszcze óśm kilometrów.
— Dziękuję panu i przyjmuję pańską propozycyę.
Usadowiła się przy nim i pojechała.
Około piątej włościanin zatrzymał się na początku wioski i wskazał Róży drogę dalszą.
— Za trzy kwandranse będzie panna w Ivry, a ztamtąd już niedaleko do Paryża.
Dziewczyna podziękowała i puściła się w dalszą drogę.
Nogi bolały ją nieco mniej, jednak z wielką trudnością doszła do Ivry.
Była wycieńczoną, mimo to zmuszała się i automatycznie szła ciągle naprzód.
Zapadła noc i pusta droga pogrążyła się w ciemności.
Róża chwiejąc się na nogach, zmuszona była co kilkanaście kroków zatrzymywać się dla nabrania oddechu.
Nakoniec na ciemnem dotychczas niebie zjawiło się światło podobne do zorzy północnej.
Było to odbicie oświetlających Paryż niezliczonych płomieni gazowych.
Róża przebyła fortyfikacye, następnie rogatki i szła ciągle przed siebie.
Sklepy były oświetlone, ulice pełne przechodniów, na chodnikach bawiły się dzieci.