Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/328

Ta strona została przepisana.

Obie kobiety wzięły Różę na ręce i zaniosły do mieszkania wdowy, która ją rozebrała i ułożyła na swem łóżku.
Teraz dopiero spostrzeżono, że biedna dziewczyna miała nogi skrwawione i pokryte pęcherzami.
— Czyżby ona pieszo szła aż z Blois? — ze łzami w oczach szepnęła Janina.
Wtem usta Róży poruszyły się, na twarz wystąpił blady rumieniec i podniosły się powieki.
— Różo... Różo kochana — zawołała Janina, nachylając się nad nią — to ja, jesteś u mnie.
Dziewczyna, usłyszawszy dźwięk tego głosu kochanego, uniosła się nieco i jak człowiek budzący się ze snu, powiodła wzrokiem wokoło siebie.
Spostrzegłszy Janinę, wyciągnęła ku niej ręce.
Wdowa przycisnęła ją do serca i obie przez kilka minut pozostawały w tym uścisku.
— Dziecko moje ukochane — mówiła wdowa. — Jak ja jestem szczęśliwą widząc cię... Jakim sposobem znalazłaś się w Paryżu?
— Nie mogłam żyć bez ciebie, mamo Janino.
Podczas tej sceny weszła odźwierna z garnuszkiem bulionu, kawałkiem chleba i butelką wina, przysłanego przez studenta.
— No, chwała Bogu, jest już lepiej — rzekła — skoro panna otworzyła oczy i siedzi już na łóżku. Teraz proszę wypić ten bulion z chlebem, a następnie szklanicę wina i zasnąć. Sen wzmocni najlepiej. Do widzenia, gdyż muszą wracać do loży.
— Dziękuję pani serdecznie — rzekła Janina, odprowadzając ją do drzwi.
Róża zjadła bulion z chlebem, wypiła szklankę wina Bordeaux i uczuła się wzmocnioną, ale nie mogła rozmawiać, gdyż nieprzeparty sen mrużył jej powieki.