Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/330

Ta strona została przepisana.

usługiwała. Będę cię uważała za matkę i zastąpię ci dzieci, których szukasz napróżno.
Janina ujęła w dłonie jej głowę i ucałowała serdecznie.
— Czy ja chcę pozostawić cię? Ależ bardzo pragnę. Mieszkanie moje należy do ciebie i mam nadzieję, że będziemy szczęśliwemi... Będę dla ciebie matką, a ty jedną z mych córek, zesłaną mi przez Boga dla złagodzenia mych cierpień... Kocham cię, Różyczko, jak tylko kochać można i powiem ci, że gdyby mi przyszło rozstać się z tobą, umarłabym z tęsknoty.
— Będziesz żyła, mamo, gdyż ja nie opuszczę cię.
— Nie dokuczy nam niedostatek, gdyż znajdziemy dla ciebie pracę. Poznam cię z księdzem d’Areynes.
— Nie można — pospiesznie przerwała jej Róża. — Niech nikt nie wie o mnie, ani gdzie przebywam...
— Ale ksiądz zna ciebie... nie raz mówiłam mu o tobie... On wie, że tylko twej troskliwości zawdzięczam życie...
— To nic, ale nie powinien wiedzieć, że uciekłam i mieszkam u ciebie... Nie chcę nikomu pokazywać się.
— Dla czego?
— Bo jak się dowiedzą w Blois, że jestem tutaj, to zabiorą mnie od ciebie.
— Któż ma prawo zabrać cię? — zapytała Janina zdumiona.
— Rada dobroczynności publicznej.
— Dla czego?.
— Ma prawo.
— Nie rozumiem cię...
— Powierzono mnie jej, a ona mnie wychowała i ma nademną opiekę aż do pełnoletności. Do tego czasu może rozporządzać się mną według własnego uznania. Ponieważ uciekłam z domu, w którym mnie umieściła, więc może poszukiwać mnie. W takim razie