Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/334

Ta strona została przepisana.

— Tak pan sądzisz? Niech i tak będzie. Pomówimy o tem później. Mogli mnie rozstrzelać, ale wysłali tylko do Numei. Dla czego nie powróciłem po ogłoszeniu amnestyi, to kwestya inna, dość, że dziś jestem... Zawdzięczasz mi pan swój majątek i winieneś sto pięćdziesiąt tysięcy franków.
— Patrzę na pana — odrzekł Gilbert — i przychodzi mi myśl, czyś nie utracił zmysłów.
— Dla czegóż to?
— Dla tego, że nic ci nie winienem.
Duplat rzucił się.
— Coś pan powiedział?
— Powiedziałem, żem nie winien panu ani grosza. Chyba nie przypuszczasz, iż jestem tak głupi, bym płacił dwa razy...
— Dwa razy! Więc pan jeszcze kpisz sobie! Źle pan robisz, postępując w ten sposób ze spólnikiem, który w potrzebie wyświadczył ci taką przysługę. Więc zaprzeczasz, żeś wystawił oblig na sto pięćdziesiąt tysięcy franków?
— Niczem nie zaprzeczam.
— A więc? Termin wypłaty nadszedł... albo dawaj pan pieniądze, albo...
— Mów pan ciszej! — zawołał Gilbert.
— Będę mówić ciszej, jeżeli oświadczysz, że zapłacisz dług...
— Pokaż pan oblig, a zapłacę.
Duplat spodziewał się tego żądania, i miał odpowiedź gotową.
— Nie mam pańskiego obligu, zniszczyłem przed aresztowaniem mnie, bałem się bowiem, że gdy go znajdą przy mnie, będziesz pan skompromitowany. Alę to nic nie znaczy, gdyż pan przyznajesz dług. Jeżeli nie masz pan teraz pieniędzy, mogę trochę poczekać... Nawet nie będę żądał procentu, a w razie koniecznym