Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/336

Ta strona została przepisana.

się tam, odkopałeś ją i skradłeś nietylko swoje obligi, lecz i moje bilety bankowe. Ach ty złodzieju! Ale oddasz mi je, bo inaczej, pójdę do twojej żony i powiem jej, że córka, którą ona uważa za swoją i otacza taką miłością, jest dzieckiem Joanny Rivat... I niedość tego, dowiodę jej, gdyż zaprowadzę do piwnicy przy ulicy Servon.
Były kryminalista mówił głosem tak podniesionym, iż łatwo mogli go słyszeć domownicy.
Gilbert znowu zwrócił rewolwer w głowę Duplata.
— Panie Duplat — rzekł chłodno — jeżeli nie powstrzymasz się od pogróżek, zabiję cię jak psa. Przybyłeś do mego mieszkania, znieważasz mnie, wyzywasz... więc przysługuje mi prawo obrony. Przybędzie policya i gdy jej oświadczę, że zabiłem deportowanego komunistę, skazanego następnie za zbrodnię kryminalną na dziesięć lat robót przymusowych, który nadto samowolnie wydalił się z wyznaczonego mu miejsca zamieszkania, usprawiedliwi mnie z tego zabójstwa, jako spełnionego w obronie własnej.
Duplat widząc wymierzony rewolwer i słysząc cichy, ale stanowczy ton głosu i niewzruszone postanowienie w oczach Gilberta, cofnął się o krok.
— Powtarzam, że nic ci nie winienem! Papiery te nabyłem prawnie. Wiesz o tem dobrze, że nie ukradłem ich, lecz kupiłem za sto pięćdziesiąt tysięcy franków.
— Od kogo? — wyjąkał Serwacy.
— Od człowieka, który zapłacił ci za nie w Numei pięćdziesiąt tysięcy franków.
Były kryminalista, usłyszawszy tę odpowiedź, osłupiał.
Doznał wrażenia, jak gdyby kto uderzył go pałką w głowę.