Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/346

Ta strona została przepisana.

— Dobrze.
— W takim razie należę do was duszą i ciałem. Nie obawiajcie się Janiny Rivat... Uważajcie ją za nieistniejącą...
— Co pan zamierzasz uczynić z nią?
— Nie wiem jeszcze... pomyślę...
— Pomyślimy nad tem razem — rzekł Grancey. — Biorę ją pod swój nadzór sekretny. Duplat nie powinien narażać się na spotkanie z nią i niech unika okolicy kościoła św. Sulpicyusza. Poproszę cię tylko, kochany teściu, o bliższe szczegóły, abym mógł przygotować wypadek, którego ma się stać ofiarą.
— Niewiele mogę dodać nad to, co powiedziałem — odrzekł Gilbert. — Ma sklepik pod portykiem św Sulpicyusza... Była obłąkaną przez siedmnaście lat... Zresztą, dość często przychodzi do mojej żony po jałmużnę.
— Więc ona widuje się z panią Rollin! — zawołał Grancey przestraszony.
— Widuje się... i to, co o niej mówiłem, wiem od mojej żony.
— Mówiła o swych córkach?
— Mówiła.
— Czy jesteś pan pewnym, że pani Rollin niczego nie domyśla się?
— Jestem najpewniejszym. Jakim sposobem może podejrzewać, skoro nie wie, iż córka jej zmarła?
— To prawda, ale najmniejsza rzecz może wywołać w niej podejrzenie. Śpieszmy się więc!
— I ja jestem tego zdania — poparł Duplat. — Ale przedewszystkiem uregulujemy mój rachunek.
— Jaki?
— Naprzód czternaście tysięcy franków.
— Masz słuszność — odrzekł Grancey.