Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/354

Ta strona została przepisana.

— Nie wiem, ale podobno z daleka.
— Czy ta dziewczyna zajmuje się czem?
— Haftuje dla jednego z magazynów przy ulicy Sévres.
— Więc wychodzi na cały dzień?
— Nie, gdyż dają jej robotę do domu, którą raz lub parę razy na tydzień odnosi wieczorem do magazynu.
— O której godzinie?
— O ósmej. Ale nie zatrzymuje się nigdzie, pędzi jak strzała.
— Pani Rivat nie odprowadza jej?
— Nie, gdyż w tym czasie jest zajęta przygotowaniem obiadu.
Ksiądz zapisał w notatniku kilka objaśnień odźwiernej i schowawszy go do kieszeni, rzucił wzrokiem na dziedziniec, na którym złożone były deski, materyały budowlane i narzędzia mularskie, pod ścianą zaś wznosiło się rusztowanie.
— Macie, widzę robotników — zauważył ksiądz niby odniechcenia.
— A tak, proszę księdza. Obecnie pracują mularze, później będą robili blacharze, robotnicy z zakładu gazowego i malarze. Przez kilka miesięcy potrwa ten nieład. Wszyscy lokatorzy od dziedzińca wyprowadzili się, z wyjątkiem pani Rivat. Dom był tak zrujnowanym, że groził zawaleniem się, właściciel więc musiał przystąpić do robót.
— Więc pani Rivat pozostała sama jedna?
— Prosiła o to, gdyż jej tu wygodnie. Gdy jakie sąsiednie mieszkanie będzie już gotowe, przeprowadzi się do niego, a tymczasem wyrestaurują jej lokal. Ale teraz pozbawiona jest światła i wody, gdyż zamknięto i rury gazowe i wodociąg.
— Robotnicy zaczęli już robotę?