Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/36

Ta strona została przepisana.

Ogromna barykada na Château-d‘Eau została wziętą, równa jej rozmiarami na ulicy Voltaire wkrótce miała uledz takiemuż losowi.
Powstańcy na ulicy św. Antoniego musieli bronić się na raz z trzech stron; wojska regularne, po zajęciu i czwartego i piątego okręgu, rozpoczęły gwałtowny ogień kartaczowy, pod którym obrońcy komuny padali gromadami.
Duplat minął jeszcze parę barykad i zatrzymywany równie jak przy pierwszej, ocalał dzięki niezmienionemu hasłu.
U barykady wzniesionej naprzeciwko kościoła św. Ambrożego usłyszał znowu głos szyldwacha:
Kto idzie?
Paryż i Dąbrowski — odrzekł, — lecz uciekajcie! Wersalczycy zbliżają się! — Jesteśmy zdradzeni! Otaczają nas!
Powstańcy przerażeni tą wiadomością w popłochu zaczęli uciekać w stronę ulicy Voltaire.
Już tylko dwadzieścia kroków dzieliło Duplata od jego domu, ale niebezpieczeństwo stawało się coraz groźniejszem.
Wokoło głowy jego świstały kule, pociski armatnie pękały na dachach.
— Do pioruna! jeżeli z pod tego gradu wyjdę cały, to zapracuję dobrze na te sto pięćdziesiąt tysięcy franków — szeptał kapitan, przytulając się do ściany domu.
Nagle jakaś postać ludzka ukazała się na opuszczonej przez, komunistów barykadzie św. Ambrożego.
Duplat rozpoznał w niej księdza.
— No — pomyślał — ten klecha może pochwalić się odwagą.


∗             ∗