Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/361

Ta strona została przepisana.

Ustawiona na stosie gruzów latarnia rzucała słabe światełko jak gwiazda zamglona.
Musieli się ująć za ręce, by trafić do drzwi oficyny.
— Jest tu trzy schody — rzekł Grancey idący na przedzie — ostrożnie, żebyście się nie potknęli.
Gdy weszli na korytarz, zapalili ślepą latarkę i zaczęli wstępować na schody, powoli przesuwając się pod belkami rusztowań.
Na czwartem piętrze Grancey zatrzymał się pod zamkniętemi drzwiami i przyłożył do nich ucho.
— Tutaj mieszka — szepnął — słyszałem jakiś szmer muszą być w domu. Zanim dziewczyna nadejdzie przygotujemy zasadzkę, którą obmyśliłem.
— A jeżeli nie wyjdzie z powodu mgły? — zauważył Gilbert.
— Jeżeli nie wyjdzie, tem gorzej dla niej... Nie nasza będzie wina...
— Co to jest? — zapytał Duplat, wskazując tuż przy drzwiach otwarte, wychodzące na dziedziniec okno.
— To wejście na rusztowanie, przez które wejdziemy w chwili stanowczej, aby następnie również przez okno mieszkania dostać się do Janiny Rivat.
— Czy rusztowanie mocne?
— Niema niebezpieczeństwa. A teraz chodźmy na piąte piętro i zabierajmy się do roboty.
Robota ta polegała na wyjęciu śrub z podpory, na której spoczywała wyższa część rusztowania, wielce ciężka sama przez się i obciążona nadto naczyniami z cementem i zapasem cegieł.
Po upływie godziny robota była ukończoną.
Dość było pociągnąć przywiązany u góry sznurek, aby wyższa część rusztowania zawaliła się z czwartego piętra na dziedziniec.