Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/374

Ta strona została przepisana.

— Tak... Należy pomyśleć o kuracyi systematycznej i dla tego chciałbym zobaczyć się z p. Rollin.
Przywołany loka, oświadczył, że pana niema w domu wróci dopiero za parę dni.
— Przyjadę jutro rano oświadczył lekarz i odszedł.
Blanka powróciła do matki.
Smutne było teraz życie biednej dziewczyny.
Zawsze samotna, zbolała, nie wiedziała gdzie szukać pociechy i rady.
Na ojca rachować nie mogła, wiedziała bowiem, że nie lubi jej.
Mysł niedalekiej już może katastrofy przejmowała ją przestrachem.
Nie wiedząc co począć, wysłała do księdza d‘Areynes bilecik z powiadomieniem o stanie matki i prośbą o radę.
Ksiądz, wiedzący już dawniej od doktora Germain o chorobie Henryki, odczuł boleśnie tę wiadomość, lecz na razie nie wiedział jak postąpić.
Poczucie swej godności nie dozwalało mu udawać się do domu, z którego był wypędzony przez Gilberta, a z drugiej strony nie mógł kuzynki swej pozostawić bez ratunku.
Po namyśle przywołał Rajmunda Schlossa i kazał mu pojechać po Lucjana Kornoël.
— Może doktór Germain przesadza — zauważył młody lekarz, wysłuchawszy opowiadania księdza.
— Nie, gdyż przewidywał to oddawna. Kuzynka moja wiele przecierpiała w życiu, zwłaszcza w latach ostatnich... Nie dziwi mnie jej stan dzisiejszy... Blanka wzywa mnie, ale wiadomo ci, dla czego nie mogę tam pójść, a z drugiej strony niepodobna opuście te kobiety... Ty powinieneś zastąpić mnie...
— Ksiądz zabronił mi chodzić tam...
— Ale teraz pozwalam... Udasz się nie jako Lu-