Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/376

Ta strona została przepisana.
XXV.

Po chybionym zamachu na życie Janiny, Gilbert Rollin udał się do swej posiadłości Lamorlaye, gdzie posiadał stajnie i obok nich domek mieszkalny, w którym często przebywał dla odpoczynku, lub gdy potrzebował samotności.
Nie posiadając pieniędzy, nie mógł zjawić się w podarowanym swej kochance pałacyku przy ulicy Prony; wyścigi zawiodły go, w grze również doznawał niepowodzenia.
Dostawcy, nieotrzymując należności, zasypywali go listami, nieraz bardzo niegrzecznemu i grozili procesami.
Po przybyciu do Lamarlaye listów takich zastał cały stos.
Część nocy spędził na obliczaniu długów i zsumowawszy je, przestraszył się cyfry.
Położył się dopiero o trzeciej nad ranem, lecz nie mógł zasnąć i z bólem głowy, złamany, wstał o siódmej.
Zaledwie ubrał się, zaanonsowano mu kilkanaście oczekujących go osób: kupców, dostawców paszy, rymarzy, i innych wierzycieli, zniecierpliwionych ciągły zwloką i nigdy niedotrzymywanemi obietnicami.
Wyszedł do nich, by porozumieć się, lecz sprawa była trudna.
Nawiedzeni wierzyciele, zapominając najpospolitszych form grzeczności, nietylko nie wierzyli nowym obietnicom, lecz wprost nazywali go oszustem i nie chcieli zgodzić się na układy. Wkońcu zmęczeni sporem, przystali na dwutygodniową zwlokę, z zagrożeniem, że po tym terminie przyślą komorników.