Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/377

Ta strona została przepisana.

Gilbert odetchnął i po dwóch dniach pobytu w Lamorlaye powrócił do Paryża.
Spdziewał się zastać jaką wiadomość od Granceya i Duplata, lecz obaj nie dali o sobie znaku życia.
Znalazł za to kilka listów od wierzycieli paryzkich.
Rzucił je w ogień i zły zadzwonił na lokaja.
— Czy pani w domu, zapytał.
— Leży chora... Panna Blanka wzywała wczoraj, doktora Germain, który był u pani i później chciał widzieć się z panem.
— Kiedy doktór będzie znowu?
— Zapewne dzisiaj...
— Dobrze, możesz odejść.
O godzinie jedenastej przybyli jednocześnie, stosownie do umowy, dr. Germain i Lucyan Kernoäl, Gilbert usłyszawszy dźwięk dzwonka, uchylił fiżankę i poznał d-ra Germain.
— Dwóch — szepnął... więc będzie narada. Henryka musi być chora naprawdę... Doktór chciał wczoraj widzieć się zemną, trzeba poczekać.
Henryka, czując się tego dnia nieco lepiej, wstała wcześniej i siedząc w saloniku wraz z Blanką, machinalnie przerzucała kartki jakiejś książki.
Weszła pokojowa i zaanonsowała wizytę doktora.
Blanka pragnąc rozmówić się z nim przed widzeniem się jego z matką, wyszła pośpiesznie.
Zobaczywszy Lucyana krzyknęła z radości.
— I pan przybył! — rzekła zarumieniona, podając mu rękę.
— Przybyłem wraz z doktorem — odrzekł.
— Dziękuję panu doktorowi. Sprawił mi pan, wielką przyjemność...
— Jak się ma nasza chora?