Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/383

Ta strona została przepisana.

— Chciałbym pomówić z nią, gdy się przebudzi.
Blanka usłyszawszy te słowa przestraszyła się.
— Nie wiem — odrzekła zmieszana — mama chwilami traci pamięć... może nie pozna ojca, a i dr Germain zalecił mi nikogo nie wpuszczać do mamy.
— Nikogo? — powtórzył Gilbert.
— Tak, proszę ojca.
— Nawet mnie?
— Doktór nie wspominnał o ojcu...
Gilbert z tych słów wywnioskował, że Blanka nie wiedziała o zastrzeżeniu doktora względem niego.
Reszta obiadu przeszła w milczeniu.

XXVI.

W pół godziny pokojowa zaanonsowała Henryce wizytę Gilberta.
— Proś — odrzekła pani Rollin.
Wszedł, podał rękę i z udną troskliwością zapylał o zdrowie.
— Jestem chorą — odrzekła. — Czuję jak z każdym dniem coraz więcej opuszczają mnie siły.
— Doktór Germain zapewniał mnie jednak, że niema nic niebezpiecznego i że twój powrót do zdrowia jest tylko kwestyą czasu.
— Więc widziałeś się z doktorem?
— Widziałem się i właśnie wskutek rozmowy z nim przybyłem do ciebie. Boję się tylko, czy wizyta moja nie nie sprawia ci przykrości.
Henryka nic nie odrzekła.
— Jeżeli nie utrudzi cię to, to pragnąłbym parę chwil rozmowy sam na sam — mówił dalej Gilbert.
— Sam na sam?
— Tak.