Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/385

Ta strona została przepisana.

— Czyż nie pragnęłabyś widzieć jej pod rozumną i troskliwą opieką męża? Pewność że dziecko, nasze, cokolwiek nastąpi, nie pozostnie samotne, lecz będzie iść przez życie wsparte na ramieniu człowieka uczciwego, czyś nie ubezpieczy spokoju ostatnich lat twoich, które, oby Bóg dał były jak najdłuższe?
— Rzeczywiście — odrzekła Henryka głosem nieco drżącym — masz słuszność... Blanka jest jeszcze młodą, ale rozsądek ma dojrzały... Będzie dobrą matką rodziny. — Myślałam już o tem...
— Ach! — zawołał Gilbert zdziwiony... Myślałaś już o tem?
— Bez wątpienia, lecz nie chcąc rozstać się. z nią, nie spieszyłam się z wydaniom jej za mąż.
— Czy uważasz, że gdyby Blanka została sierotą, to nie znalazłaby we mnie gorliwego opiekuna?
— Chyba rozumiesz...
— Rzeczywiście, rozumiem, gdyż znam siebie i oceniam sprawiedliwie. Mam wady nawet wielkie, ale pochodzą one nie ze złego serca, a z charakteru słabego, niezdecydowanego... Bywają wszakże chwile, w których człowiek zaczyna wnikać w siebie samego i żałować przeszłości. Taka właśnie chwila nadeszła dla mnie.
— Proszę cię, nie mówmy o tem — przerwała Henryka.
— W takim razie kochana Henryko, zgadzasz się zemną, że należy wydać Blankę zamąż?
— Powtarzam ci, że od czasu mojej choroby Często myślałam o tem.
— Więc mogę wymienić nazwisko, człowieka któreg0 wybrałem dla niej za męża?
Henryka spojrzała na niego z przestrachem.
— Ach! więc i ty szukałeś dla niej męża?
— Szukałem.