Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/387

Ta strona została przepisana.

przyjaciel pański, vice-hrabia de Grancey, nie zostanie mężem mej córki... Dlaczego zmuszasz mnie pan powtarzać to?
— Strzeż się pani!
— Czego?
— Gdyż można przypuszczać, że powzięłaś to postanowienie w paroksyzmie obłąkania.
— Omyliłby się kto by tak przypuszczał. Jestem przy zdrowych zmysłach. Czasami umysł mój słabnie, ale tej chwili jest zupełnie jasnym, a dowodem tego, jest mój opór przeciwko wydaniu Blanki za pana de Grancey.
— Zapytywałem dlaczego i żądam odpowiedzi!
— Skoro pan domagasz się jej, wię dobrze. Ile pan Grancey zobowiązał się zapłacić panu za przyzwolenie na to małżeństwo, które odda w wasze ręce dochody Maryi Blanki?
Pod wrażeniem tych słów, które podziałały na niego jak policzek, Gilbert zmieszał się na chwilę, przypuszczał bowiem, że Henryka dowiedziała się jakimś cudem o jego umowie z byłym kryminalista numejskim, ale prędko odzyskał zimną krew i powiedział sobie, że jest to rzeczą niemożliwą.
Wtedy ogarnął go gniew wściekły.
Stanął w postawie groźnej i chciał odpowiedzieć, lecz ona nie dając mu czasu, mówiła dalej:
— Czyż sądzisz, że nie znam cię dość, bym mogła, odgadywać myśli twoje, że ja, twoja ofiara od lat dwudziestu, z jednego słowa twego nie domyślę się przewrotnych zamiarów twoich? Skoroś tylko usiadł przy mnie z kłamaną troskliwością o moje zdrowie — i słodkiemi słowami na ustach, zrozumiałam odraza, że pod tą maską hypokryty, ukrywasz jakiś zamysł niegodziwy! I nie omyliłam się! Jeży Grancey mężom mojej