Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/390

Ta strona została przepisana.

Tegoż dnia rano Serwacy Duplat miał z merostwa jedenastego okręgu otrzymać wyciąg prutokułu, zamówiony dnia poprzedniego, ale gdy przybył o oznaczonej godzinie, doznał zawodu.
Akt nie był jeszcze gotów i kazano mu przyjść o czwartej po południu.
Gdy wreszcie otrzymał go, udał się na kolej żelazną i około jedenastej w nocy stanął w Blois.
Zatrzymał się w hotelu.
Duplat ubrany porządnie, chociaż nie wyglądał na getlemana, nie miał już przecież powierzchowności bandyty.
Nikt nie domyśliłby się w nim byłego kryminalisty z Numei.
Na drugi dzień wstał wcześnie, zjadł śniadanie 1 udał się do kanclaryi dyrektora zakładu dla obłąkanych.
Przybyłem z Paryża prosić paaa dyrektora o pewne objaśnienie — rzekł, zaanonsowawszy pierwej swe nazwisko.
Niech pan spocznie — odrzekł naczelnik zakładu, wskazując mu krzesło. — O co chodzi?
— O pewną infirmerkę.
— Służącą w tutejszym zakładzie?
— Tak.
— Cóż pan chce wiedzieć?
— Czy przebywa tutaj dotychczas.
— Jak się nazywa?
— Róża.
— To dopiero imię.
— Osoba o której mówię, nie ma nazwiska. Jest ona — dzieckiem znalezionem i oddanem na wychowanie radzie dobroczynności publicznej w r. 1871.
Wiem o kim pan mówi. Ale czyż nie powiadomiono pana w Paryżu, że dziewczyny tej już niema?