Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/394

Ta strona została przepisana.

— Jest obłąkaną — myślał uradowany — zupełnie obłąkaną. Odtąd wola jej nic nie będzie znaczyła... jestem panem położenia.
Udał się do swego gabinetu i wyprawił do Granceya depeszę wzywającą go do natychmiastowego przybycia.
Gdy ten bezzwłocznie pośpieszył na wezwani, Gilbert przywitał go słowami:
— Położenie uległo zmianie.
— W czem?
— Żona moja jest obłąkaną.
— Obłąkanie można rozumieć bardzo rozmaicie.
— Bierz słowo to w znaczeniu najobszerniejszem.
— Niema nadziei wyleczenia?
— Zdaje mi się, że niema.
— Cóż mówią lekarze?
— Przewidywali katastrofę, więc nie zdziwi ich ona. Zresztą jeszcze nie wiedzą o niej, gdyż nastąpiła po ich wizycie rannej. Zalecili unikać wszelkiego wzruszenia.
— A pan wywołałeś je...
— Tak.
— Z powodu?
— Z powodu pańskiego.
— Co pan mówisz! — zawołał Grancey, udając zdziwienie.
— Tak jest. Oświadczyłem mej żonie, że wybrałem ciebie na zięcia... Niepotrzeba było więcej...
— Bardzo to dla mnie pochlebne — śmiejąc się odrzekł ex-kryminalista.
— Scena była straszna, ale wydała skutek pomyślny. Lecz przystąpmy do rzeczy. Co mam teraz robić?
— Wszak nie masz zamiaru pozostawić pani Rollin w domu?