Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/396

Ta strona została przepisana.

— Pan powinieneś zażądać utworzenia rady famuijnej... Wszak musisz pan mieć wierzycieli...
— Niestety! — odrzekł Gilbert z westchnieniem.
— Bardzo dobrze! wierzyciele, te drapieżne zwierzęta, niczem nie nasycone, czasami przydadzą się na coś. Musisz ich mieć liczbę sporą?
— Za wielką nawet!...
— Niema złego, któreby nie wyszło na dobre! wysłuchaj mnie uważnie!... Jeżeli dozwolisz księdzu d‘Areynes utworzyć radę familijną, do czego ma prawo niezaprzeczone, to powtarzam wybierze osoby dla niego dogodne i posiadając większość, postanowi co zechce. Jeżeli zaś uprzedzisz go, będziesz mógł wybrać kupców, twoich wierzycieli, którzy wiedząc, że córka twa posiada majątek, będą się spodziewali, że pieniędzmi jej popłacisz swe diugi i w tej nadziei będą ci posłuszni we wszystkiem... Wybieraj takich, którym jesteś winien najwięcej. Ksiądz d‘Areynes, jeżeli zechce, będzie członkiem rady, ale nic nie potrafi zrobić, gdyż będzie miał większość przeciwko sobie. Co myślisz o moim rozumowaniu?
— Jest bez zarzutu. Pozostaje jeszcze kwestya wielce drażliwa.
— Jaka?
— Notaryusz rodziny i zarazem administrator majątku zmarłego hrabiego, nie zaszczyca mnie swą rympatyą i będzie działał przeciwko mnie.
— Cóż cię to obchodzi? będzie musiał poddać się uchwałom rady familijnej. Uprzedź go zresztą, a jeżeli zechce robić jakie szykany, powiedz mu tylko, iż wiesz o pewnym punkcie testamentu hrabiego... a umilknie. Nie lękaj się niczego, jesteśmy panami położenia. I nie zwlekaj...
— Bądź o to spokojnym.
Rozstali się.