Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/397

Ta strona została przepisana.

Grancey odjechał do siebie, Gilbert zaś powrócił do pokoju żony.
Henryka znajdowała się w tym samym stanie: od czasu do czasu wybuchała gwałtownie, poczem zapadała w odrętwienie.
Gilbert, uważając, że Blanka może zasiąść przy matce, kazał ją przywołać.
— Gdy nadbiegła, ujął jej rękę i głosem złamanym, przemówił:
— Lękam się moje drogie dziecię, iż biedna matka twoja jest straconą... Doktór Germain przewidział to i nie robił mi nawet nadziei wyleczenia... Paroksyzm, który objawił się nagle, bez żadnego powodu, rokuje jak najfatalniejsze zakończenie.
I dla skuteczniejszego oszukania swej córki otarł łzy z oczu.
— Patrz — mówił dalej — ciało żyje, ale jasność umysłu znikła... — Jest zmarłą dla nas... Ty jedna pozostałaś mi, droga Blanko!... Jak ja cię będę kochał!... Twoje szczęście będzie odtąd celem mego życia... Zastąpię ci matkę.
Dla lepszego odegrania komedyi miłości ojcowskiej, przyciągnął ją ku sobie, przycisnął do serca łącząc łkania swoje z jej płaczem.
Gdy uwolnił ja z objęć, Blanka podeszła do matki, ujęła jej ręce i wyjąkała:
— Mamo... mamo moja droga.
Obłąkana nagłym ruchem zerwała się z siedzenia.
— Dla czego nazywasz ranie matką? — zawołała głosem chrapliwym. Ty nie jesteś moją córką... Idź sobie... nie znam cię!..
I gwałtownie odepchnęła Blankę, która utraciwszy równowagę, osunęła się na kolana.
— Widzisz — rzekł Gilbert podnosząc ją i odprowadzając od łóżka, jak gdyby dla zasłonięcia od gwał-