Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/398

Ta strona została przepisana.

towności chorej. — Obłąkanie niebezpieczne! — Może cię uderzyć. Niepowinnaś pozostawać tu dłużej... Wracaj do swego pokoju...
— Nie, ojcze — rzekła Blanka zalana łzami — pozwól mi pozostać przy mamie... ja uspokoję ją... Ja się nie lękam... Pozwól mi czuwać nad nią... kto wie czy moja troskliwość nie wróci jej zmysłów.
W tej chwili paroksyzm wznowił się.
Henryka krzyknęła przeraźliwie, jakby ją kto zarzynał i zaczęła rwać wiszące u łóżka draperye.
— Widzisz rzekł — popełniłbym występek, pozostawiając cię przy niej... Chodź moje dziecię... Przyślę tu pokojową dla czuwania nad nią a ty idź do siebie.
Blanka z rozdarłem sercem odeszła do swego pokoju.
Gilbert przywołał pokojową i zabronił jej wpuszczać Blankę, sam bowiem zamierzał wyjechać na miasto dla spełnienia zaleceń Granceya.
Gdy wrócił do domu w godzinie obiadowej miał już zapewnionych posłusznych jego woli członków przyszłej rady familijne.
Następnego dnia dr Germain i Lucyan przybyli do pałacu o godzinie dziesiątej rano.
Gilbert ze zbladem obliczem wyszedł na ich spotkanie.
Lekarz, spostrzegłszy go, zapytał zaniepokojony:
— Czy stało się co nieprzewidzianego?
— Tak jest, doktorze...
— Paroksyzm?
— Straszny. Jest zupełnie obłąkaną.
Lucyan zbladł.
Gilbert zaprowadził ich do pokoju chorej.
Pani Rollin, siedząca z otoczonemi ciemną obwódką oczyma błędnemi, z drżącemi ustami i konwulsyjnie zaciśniętemi palcami, usłyszawszy szmer kroków,