Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/402

Ta strona została przepisana.

— Naturalnie; pani Rollin może odzyskać zmysły.
— Przypuśćmy! niemniej przeto jestem prawnym opiekunem mej córki, a tem samem administratorem dochodów pani Rollin aż do jej wyzdrowienia lub do pełnoletności Blanki.
— Kwestyę te rozstrzygnie rada familijna.
— I ja tak myślę, dla tego też przybyłem uprzedzić pana, że po wyjściu od niego udaję się wprost do sędziego pokoju, któremu złożę listę bardzo szanownych osób, członków rady i poproszę o zwołanie jej.
— Będziesz pan żądał zwołania rady familijnej? — zapytał notaryusz?
— Cóż pana tak dziwi to? Chodzi mi o to, by prawa moje zostały określone i szanowane.
— Prawa te jasno są wyrażone w testamencie hr. d’Areynes.
— Czy jest pan tego pewnym? — ironicznie zapytał Gilbert.
— Ależ...
— Jesteś pan prawnikiem zanadto biegłym — przerwał Rollin — byś nie wiedział o pewnym punkcie testamentu, pociągającym za sobą nieważność jego.
Notaryusz nie chcąc przyznać słuszności Gilberto- odrzekł:
— Nie wiem o jakiej nieważności pan mówi.
— Przypuśćmy — odrzekł Gilbert śmiejąc się — że nie jesteś pan dość biegłym prawnikiem; wszakże nie będę wszczynał z panem dyskusyi w kwestyi, która rostrzygniętą będzie na drodze innej. Powiem tylko, że choroba pani Rollin pociągnie za sobą wydatki wielkie. Czy mogę wiedzieć, jaką sumę może mi pan teraz wręczyć?
— Żadnej — odrzekł notaryusz, — panu żadnej! rachunek zdam radzie familijnej.