Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/410

Ta strona została przepisana.

karza mnie, lub jest karą za nieznane mi winy, to mam prawo zapytać się o powód.
— Nie popełniłaś nic złego, moje dziecko, a chociaż nie jestem obowiązany tłómaczyć się przed tobą, powiem ci wszakże, iż uważam za niewłaściwe, by panna w twym wieku biegała po ulicach ze służącą.
— Panna w mym wieku umie nakazać szacunek dla siebie.
— Być może, ale niechcę udzielać ci sposobności dla przekonania o tem. Dla tego też aż do nowego postanowienia musisz poddać się mej woli, chociaż wydaje ci się to niesprawiedliwością.
Gilbert wypowiedział te słowa tonom tak surowym, iż spodziewał się ze strony Blanki płaczu lub spazmów, ale zawiódł się.
Blanka zapanowała nad oburzeniem, zbladła tylko, lecz ani jeden muskuł nie drgnął na jej twarzy.
Gilbert obserwując ją z pod oka, zaczynał wątpić, czy uda mu się upokorzyć jej dumę i energię, których dotychczas w niej nie dostrzegał.
Reszta obiadu upłynęła w milczeniu.
Następnego dnia Blanka oświadczyła przez pokojową, że jest cierpiącą i nie wychodziła ze swego pokoju.
Napisała list do księdza d‘Areynes i kazała służącej odnieść go na pocztę.
Z okien widziała, jak ta pobiegła do odźwiernego, wręczyła mu list i powróciła do garderoby.
— Więc nie odniosłaś listu? — zapytała jej.
— Odźwierny powiedział, że sam odniesie.
Blanka spodziewała się odpowiedzi tegoż dnia jeszcze, lecz czekała napróżno.
List nie był wcale oddany na pocztę.
Gilbert zajęty ułatwianiem formalności w sprawie zwołania rady familijnej, nie pokazał się w do-