Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/413

Ta strona została przepisana.

dy ojciec pochwaliłby mnie za to. Ale, jeżeli pragniesz uwolnić się jak najprędzej z pod mojej władzy, którą uważasz za tyrańską, a która jest tylko troskliwością ojcowską, to możesz uczynić to bardzo łatwo... Wezwałem cię właśnie dla pomówienia o tem.
Blanka podniosła głowę i spojrzała ojcu w oczy.
— Nie rozumiem... proszę o wyjaśnienie.
— Jesteś zbyt młodą, byś mogła zrozumieć niektóre kwestye prawne. Mimo to postaram się obeznać cię w krótkości z naszą sytuacyą. Matka twoja, będąc obłąkaną, nie może otrzymywać dochodów z majątku, który ma należeć do ciebie po dojściu do pełnoletności.
— Cóż mnie obchodzi majątek? Co mnie obchodzą pieniądze? Niczego nie chcę... pragnę tylko powrotu do zdrowia mej matki.
— Zapewne, ale prawo ma pewne wymagania, którym musimy się poddać. Nie możemy pozostawać w sytuacyi obecnej... Prawo nakazuje nam zażądać od trybunału mianowania kuratora i administratora majątku do czasu twej pełnoletności.
— Trybunał... kurator... — odrzekła Blanka z przestrachem. — Po co to wszystko? Po co wtajemniczać publiczność w nasze sprawy familijne.
— Jesteś małoletnią i interesa twoje powinny być zabezpieczone.
— Wszak ojciec jest moim opiekunem naturalnymi. Czyż to nie dosyć?
— Nie, a dowód masz w tem, że musiałem zebrać radę familijną, której zadaniem jest kontrola moich czynności jako opiekuna i która, w razie potrzeby, może narzucić mi swoją wolę. Niema w tem dla mnie nic ubliżającego... Rada ta, pozostająca pod przewodnictwem sędziego pokoju, składa się z ludzi bardzo szanownych, którzy przez życzliwość dla nas wzięli na siebie to niewdzięczne zadanie.