Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/414

Ta strona została przepisana.

— To dobrze... ale mówił ojciec o jakimś środku uwolnienia się z dzisiejszego przykrego i upokarzającego mnie położenia. Jakkiż to środek?
— Zbliżam się do tej kwestyi, lecz uprzedzam cię, że środek ten prosty zaprojektowany zosał nie przezemnie, lecz przez radę familijną. Jest nim małżeństwo.

XXX.

— Małżeństwo — powtórzyła Blanka zdumiona.
— Tak, zapewni ci ono swobodę i prawa takie, jak gbybyś była pełnoletnią. Dodam, że i ja będę miał rozwiązane ręce. Narzucone mi przez opiekę obowiązki nie odpowiadają moim usposobieniom. Małżeństwo więc da swobodę obojgu nam...
Blanka nie powiedziała co myśli o tem, choć rozumiała zamiary ojca.
— Więc ta rada familijna — odrzekła spokojnie — tak troskliwa o mnie, zapewne dała ojcu wskazówki pod względem wyboru męża, którego powinnam przyjąć z zamkniętemi oczyma?
— Rada familijna — odrzekł Gilbert — niema prawa narzucić ci męża, gdyż wola jej polega tylko na potwierdzeniu i odrzuceniu wyboru mojego. W tym drugim wypadku, t. j. gdybym wymagał, byś zaślubiła człowieka nięgodnego ciebie, czego nie potrzebujesz obawiać się, odmowa jej byłaby przeszkodą stanowczą. Jest to jedna więcej gwarancya dla ciebie... Ale ufam radzie zupełnie i wiem, że nie odmówi swej aprobaty.
— Gdy ojciec oświadczy jej kogo wybrał?
— Tak.
Te znaczy, że wybór już uczyniony?
— Tak jest.
— I któż to ma zostać moim mężem?
— Człowiek młody, bardzo dystyngowany, ele-