Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/416

Ta strona została przepisana.

Blanka przyrzekała uległość bez najmniejszego oporu.
— Potwierdzisz go — zawołał i jestem pewny, że rzucisz mi się na szyję, skoro wymienię ci nazwisko przyszłego męża twego.
Serce Blanki zaczęło bić gwałtownie.
— Niech więc ojciec wymieni je — wyjąkała.
— Jest nim, vice-hrabia Jerzy de Grancey.
Blanka tak była pewną, że usłyszy nazwisko inne, iż w pierwszej chwili osłupiała i niezdolna była wymówić słowa.
— Cóż, czy nie świetny wybór? — mówił dalej Gilbert, nie domyślając się rzeczywistego powodu jej zmieszania. — Matka twoja podczas ostatniej rozmowy ze mną zgodziła się na ten wybór.
Gilbert popełnił wielką nieostrożność.
Kłamliwe zapewnienie, któremu Blanka w żaden sposób nie mogła uwierzyć, zdradziło zastawioną na nią pułapkę.
Oburzenie wróciło jej całą energię.
— To nieprawda! — zawołała drżącym od gniewu głosem. — Nigdy w to nie uwierzę! Jeżeli ojciec mówił z matką o tymi projekcie, to potępiła go ona stanowczo. Ale zdradził się ojciec, wspominając o swej ostatniej z nią rozmowie! Teraz rozemiem wszystko! Zmuszając ją do potwierdzenia tego związku, doprowadził ją ojciec do rozdrażnienia, które zakończyło się obłąkaniem! Oto powód rzeczywisty!... Jesteś ojciec jej katem a teraz chcesz zamęczyć mnie!
Gilbert zerwał się z fotela i groźnie krzyknął.
— Dość tego! Masz milczeć i być posłuszną mej woli! Nie dyskutuję z tobą, lecz rozkazuję!
— Nie umilknę i nie będę posłuszną! — odrzekła Blanka. — Ani ojciec, ani urada familijna, ani nikt w świecie nie ma prawa rozporządzać moją osobą, sercem.