Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/417

Ta strona została przepisana.

moją duszą! Możesz mnie ojciec zamęczyć i uczynisz to zapewne, lecz nie osiągniesz celu! Nie poddam się. Nie zgodzę się za nic, gdyż popełniłabym krzywoprzysięstwo.
— Krzywoprzysięstwo... — powtórzył Gilbert zdziwiony takim uporem dziewczyny, którą uważał za dziecko słabe, nie posiadające woli.
— Tak, krzywoprzysięztwo! Nie należę do siebie, gdyż pod okiem mej matki i za jej zgodą oddałam swe seree komu innemu...
— Cóż mnie to obchodzi? Matka twoja jest waryatką, i ja jestem tutaj panem.
— Możesz mnie ojciec zabić, lecz nie zmusisz mnie, bym została żoną vice-hrabiego Grancey.
— A jednak zostaniesz nią!
— Nigdy! a jeżeli dla zmuszenia mnie uciekniesz się ojciec do środków gwałtownych, których nie znam, lecz które przeczuwam, wezwę na pomoc, nie ową radę familijną, której nie ufam, ale ludzi rzeczywiście życzliwych mi! Zawezwę księdza d‘Areynes i mego narzeczonego Lucyana Kernoël.
— Lucyana Kernoëla!... — zawołał Gilbert.
— Tak; oni uwolnią mnie od upokorzeń jakich tu doznaję i od cierpień, jakie mi ojciec przygotowujesz.
— Więc to na nich liczysz! — krzyknął Gilbert głosem chrapliwym z wściekłości — na nich, moich wrogów, których nienawidzę! Otóż drwię sobie z tej groźby i nie dbam o nich. Jeszcze raz ci powtarzam, że jestem twoim panem i zmuszę cię do posłuszeństwa!
— A ja odpowiadam: nigdy!! Może mnie ojciec zamknąć w pokoju, torturować, zabić — jednak nie ustopię!... Za trzy lata będę pełnoletnią, wolną... i do tego czasu nic nie złamie mego oporu... pozostanę