Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/418

Ta strona została przepisana.

wierną mej miłości i wykonanej przysiędze!... Jeżeli zaś padnę w tej walce, będę miała mścicieli!...
I wyszła cała drżąca z oburzenia, z dumnie podniesioną głową, z pogardą patrząc na nikczemnika, zmieszanego tak niespodziwanym i niezłomnym oporem.
Gilbert pozostawszy sam, zastanowił się nad nowem położeniem.
Wszystkie tak dobrze obmyślane plany jego runęły.
Marya Blanka, którą uważał za wosk miękki, okazała mu się ukutą ze stali.
Będzie czerpała siły w swej miłości i nie ustąpi nigdy.
Więc uznać się zwyciężonym i opuścić ręce? W takim razie czeka niedostatek, nawet nędza.
Gilbert szukał środka ratunku i nie znajdując go, postanowił udać się do swego wspólnika byłego dependenta.
Zastał tam już Duplata.
— Co słychać? — zapytał Grancey, spostrzegłszy smutną minę Gilberta.
Rollin opowiedział rozmowę swą z Blanką.
— W takim razie wszystko przepadło! — zawołał Duplat.
— Nie odrzekł Grancey — wszystko pójdzie dobrze, jeżeli usłuchacie mojej rady.
— Więc masz jaki projekt?
— Mam i nawet genialny.
— Ale niebezpieczny?
— Trochę.
— Dokąd on nas zawiedzie?
— Do celu, do którego dążyliśmy dotychczas.
— Więc górą nasi! zawołał ex-kapitan komuny. — Prawę ramię naprzód, biegiem, marsz! Rataplan, rataplan, plan, plan! hura!