Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/421

Ta strona została przepisana.

waną lampkę wina z chininą, wpuścił do niej cztery krople trucizny, poczem zająwszy przy stole swe zwykłe miejce, oczekiwał przybycia córki.
Gdy weszła, podszedł ku niej i pocałował ją w głowę.
— Czy dobrze spałaś? — zapytał.
— Nie — odrzekła, nieoddawszy ojcu pocałunku.
— Masz przynajmniej apetyt?
— Zmuszam się do jedzenia, by nie utracić sił.
Siadła przy stole naprzeciw ojca.
— Wypij swoje wino z chininą — rzekł Gilbert.
Blanka wychyliła całą lampkę duszkiem, do ostatniej kropli.
Truciciel ani drgnął, był w dalszym ciągu uprzejmym, serdecznym, jak najlepszy ojciec.
Blanka zaledwie skosztowawszy śniadania, przeprosiła ojca i odeszła do swego pokoju na spoczynek.

∗             ∗

Dom zdrowia d-ra Giroux, w Joigny, położony w bardzo malowniczej okolicy pod samem miastem, w niczem nie przypominał smutnego przeznaczenia swego, owszem, podobny był do wielkiej rezydencyi pańskiej, otoczony wzpaniale utrzymywanym parkiem...
Jedyna rzecz tylko mogła nieco razić, mianowicie okna zaopatrzone w mocne kraty, z wyjątkiem okien prywatnego mieszkania dyrektora.
Dr Giroux, mający do pomocy trzech asystentów i liczny personel służbowy, liczył lat pięćdziesiąt i był kawalerem.
Kupił ten zakład za dwieście tysięcy franków, prowadził go od lat dwudziestu ośmiu i postawił na stopie pierwszorzędnych tego rodzaju przytułków.
Mówiono o nim wiele dobrego, ale byli i tacy,