Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/425

Ta strona została przepisana.

— Rozumiem cię. Zapomniany, mieszkasz tu jak u Pana Boga za piecem, nic więc dziwnego, że zląkłeś się.
— Rzeczywiście.
— Otóż, bądź spokojnym, nic ci nie grozi.
— Jakim sposobem dowiedziałeś się, że przebywam tutaj?
— Zapomniałeś o swych zwierzeniach. Na kilka miesięcy przed uwolnieniem opowiadałeś mi, że brat da ci zajęcie w swoim zakładzie w Joigny. Było to nierozwagą z twej strony.
— Rzeczywiście — odrzekł Piotr — popełniłem głupstwo.
— Z którego ja skorzystałem.
Sekretarz podniósł głowę z niepokojem, spojrzał na byłego towarzysza.
— Nie nabijaj sobie głowy strachami i słuchaj mnie. Obaj jesteśmy ofiarami niedorzecznego prawa, które należałoby zreformować do gruntu, obaj ponieśliśmy zanadto surową karę za bagatelę, byliśmy wysłani do Nowej Kaledenii, i musieliśmy żyć, my ludzie dobrze urodzeni, dobrze wychowani, wykształceni i dystyngowani, wśród najgorszych wyrzutków ludzkości I po odbyciu kary nie przestano prześladować nas gdyż powróciliśmy do Francy! z kulą u nogi, z nadzorem policyjnym... Uważam to za niesprawiedliwość i dlatego postanowiłem uchylić się od jej skutków.
Moja wizyta u ciebie i nazwisko Grancey, którego nikt nie może mi zaprzeczyć, dowodzą, iż udało mi się. Odtąd jestem szczęśliwym, obracam się w wielkim świecie i mogę zaspokajać wszystkie moje zachcianki! Twój los jest mniej godnym zazdrości. Wegetujesz jak kret w norze. Wydajesz mi się, jak gdybyś doświadczał wyrzutów sumienia, a powiem ci pra-