Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/428

Ta strona została przepisana.

— Rzecz bardzo prosta. Przypuśćmy, że jacy zrozpaczeni rodzice, posiadający świadectwo lekarz zalegalizowane przez właściwą władzę, przywożą jedno z swych dzieci, dotknięte obłąkaniem i domagają się natychmiastowego pomieszczenia go w zakładzie? Z kim musieliby porozumieć się?
— Ze mną — odrzekł Piotr.
— Cóż uczyniłbyś w takim razie?
— Zgodziłbym się w imieniu doktora przyjąć chorego, za złożeniem mi dowodów urzędowych, zasłaniających brata od odpowiedzialności.
— Bądź spokojnym, będziesz miał wszystkie potrzebne dowody. W tym tygodniu, więc jeszcze podczas nieobecności twego brata, otrzymasz wizytę osób mających interes w zamknięciu chorej i w przeszkodzeniu jej powrotu do zdrowia. Zapłacą ci sumę jaką sam wyznaczysz i oddzielnie pięć tysięcy franków gratyfikacyi dla ciebie, a nadto zobowiążą się wypłacić dwadzieścia tysięcy franków w dniu zgonu pacyentki. Oto moje warunki. Radzę ci je przyjąć, tem bardziej, że pod żadnym względem nie możesz ich odrzucić.
Grancey mówił prawdę. Piotr musiał zgodzić się na nie, gdyż w razie przeciwnym naraziłby na zgubę brata i siebie.
To też po kilku chwilach namysłu odrzekł:
— Przyjmuję. Jak się nazywa ta panna?
— Dowiesz się ze świadectwa lekarskiego.
— Ile ma lat?
— Ośmnaście.
— Rodzaj obłąkania?
— Opisany będzie szczegółowo w świadectwie.
— Kto ją tu przywiezie?
— Zapewne ja.
— Dobrze.