Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/433

Ta strona została przepisana.

— Rozumiem.
Wspólnicy rozsiali się.
Następnego dnia sam Gilbert wysłał do Fenesranges depeszę z poleceniem przygotowania apartamentu na kilka dni dla niego, następnie ubrał Blankę do podróży i przygotował walizkę z podręcznemi rzeczami.
O godzinie dziesiątej przybyła zamówiona kareta.
Gilbert kazał woźnicy zajechać na dziedziniec, sprowadził, a raczej wyniósł Blankę na rękach, nieszczęśliwa dziewczyna bowiem nie była już zdolną postępować o sile własnej.
Podtrzymywana przez swego kata, szła chwiejąc się na nogach, automatycznie, z oczyma błędnemi, z kołyszącą się głową, gdyż muskuły szyi nie miały siły utrzymać się pozycyi normalnej.
Gilbert posadził ją w powozie, usiadł przy niej i odjechał na dworzec kolejowy, gdzie oczekujący na niego Grancey zaprowadził ją do wagonu i drzwi przedziału zamknął za sobą.
W sercu tego łotra nie objawił się ani jeden promyk litości dla tej nieszczęśliwej, którą chciał uczynić swą żoną, a którą teraz prowadził na śmierć.
Nie odczuł również najmniejszego wyrzutu sumienia i Gilbert, który oddawszy Blankę w ręce wspólnika poszedł do bufetu, z dobrym apetytem spożył śniadanie, poczem udał się na dworzec kolei wschodniej.
O godzinie drugiej pociąg stanął w Joigny, ta w godzinę później Piotr Giraux wprowadził Blankę i Granceya do swego gabinetu.
— Czekałem na ciebie — rzekł, sadzając chorą przy oknie w pełnem świetle, dla zbadania jej. — Papiery w porządku?
— Oto masz — odrzekł Grancey podając mu je.
Piotr wziął świadectwo i przeczytał półgłosem: