Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/438

Ta strona została przepisana.

— Tak, panie.
— Był ranny śmiertelnie w bitwie pod Montretoul.
— Tak — odrzekła Janina ze łzami w oczach.
Podczas komuny mieszkaliście państwo przy ulicy Saint-Maur?
— Prawda.
— I mieliście sąsiadkę, nijaką pannę Weronikę?
— Rzeczywiście. Była to bardzo dobra kobieta... wyświadczyła nam wiele dobrego. Dlaczego pan pyta o to?
— Zaraz się pani dowiesz, tylko poproszę cię jeszcze o kilka odpowiedzi. W ostatnim tygodniu panowania Komuny powiła pani dwoje dzieci, dwie siostry bliźniaczki?
— Czy pan może przyniósł mi wiadomość o moich dzieciach? — zapytała wzruszona. — Niech pan powie mi, czy one żyją, czy mogę zobaczyć je, uścisnąć... Błagam pana...
— Niech pani uspokoi się — odrzekł nieznajomy. — Przybyłem z dobrą wiadomością, ale powina pan wysłuchać jej spokojnie. Powiedziałem już, że jestem wysłany przez człowieka umierającego, który był wielkim grzesznikiem, lecz dziś objawia żal szczery i pragnie przed śmiercią uwolnić swe sumienie od przytłaczającego je ciężaru. Niech więc pani wysłucha mnie ze spokojem.
— Niech pan mówi... jestem spokojną.
— Czy pani znała Serwacego Duplata?
Przeklęte to nazwisko, którego słyszeć nie spodziewała się, wywołało dreszcz na jej ciele.
— Czy znałam Serwacego Duplata! — powtórzyła — To on prześladował nas swoją nienawiścią! Ton on porwał moje dzieci
— Zkąd pani o tem wie?