Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/440

Ta strona została przepisana.

Narzuciła na ramiona futro, wzięła z szufladki stolika portmonetkę i rzekła:
— Daleko mamy jechać?
— Godzinę drogi koleją żelazną i godzinę pieszo.
— W takim razie nie będę mogła powrócić w nocy?
— Bardzo być może, ze względu, że wyznania Duplata nakłonią panią do zatrzymania się tam dłużej.
— Ma pan słuszność. W takim razie uprzedzę Różę.
Usiadła przy stoliku i pospiesznie napisała:
„Moja droga Różyczko. Bądź spokojną o mnie, choćbym nie powróciła dziś w nocy. Jestem bardzo szczęśliwą. Jadę po moje córki. Janina.“
Zostawiła bilecik na stole i wyszła z nieznajomym, zamknąwszy drzwi mieszkania.
O godzinie 9 wysiedli z pociągu na stacyi Bois-le-Roi. Noc była ciemna, chłodna i zaczynał pruszyć śnieg.
— Ztąd pójdziemy pieszo — odezwał się nieznajomy. — Mamy przed sobą dobrą godzinę drogi.
— Daleko! — odrzekła Janina. — Spieszmy się.
Podczas przejazdu koleją Janina pragnęła dowiedzieć się czegoś więcej, ale towarzysz jej, w którym pomimo przebrania, czytelnicy poznali Granceya, trzymał się na ostrożności.
— Nie wiem nic więcej nad to, co powiedziałem — odpowiadał — Duplat objaśni panią o wszystkiem.
Gdy po kwadransie drogi doszli do mostu, o którego słupy kamienne z szmerem rozbijały się fale Sekwany, mniemany mer odezwał się:
— Nie pójdziemy przez most... Wioska, do której panią prowadzę, położona jest nad brzegiem rzeki. Niech pani poda mi ramię, gdyż będziemy szli dróżki nadbrzeżną i dość niedogodną.